RSS

Jak nie pisać o nauce i filozofii nauki

19 Gru

Dzięki uprzejmości znajomej, w moich rękach znalazł się podręcznik do nauczania filozofii na poziomie szkoły średniej. Dzieło to wydało wydawnictwo Operon, autorami są Magdalena Gajewska i Krzysztof Sobczak. Filozofii jest w szkołach mało, przegrywa ona nierówną walkę z religią. Co więcej w ramach edukacji filozoficznej, nauczania filozofii nauki jest pewnie proporcjonalnie jeszcze mniej. Dlatego chcę się przyjrzeć w jaki sposób jedyny dopuszczony w podstawie programowej podręcznik wyrządza szkodę tak filozofii jak i nauce.

Ale za nim o podręczniku, odrobinę o moim skomplikowanym stosunku do filozofii nauki,  jest on delikatnie rzecz ujmując krytyczny.

Moje dość negatywne stanowisko, uwarunkowane jest przez polskie środowisko filozofów nauki.  Dlaczego? Już śpieszę z małym katalogiem moich obserwacji i uprzedzeń. Mam nadzieję, że czytelnicy bloga wybaczą mi brak nazwisk, ale jako wciąż działający w polu akademickim (na niskim dość szczeblu), wolałbym w tym polu pozostać.

Oto kilka grzechów filozofów nauki (filozofek jest dość mało, pozostanę przy zwyczajowej formie męskiej). Z małymi wyjątkami, filozofowie nauki przez naukę domyślnie  rozumieją fizykę teoretyczną. Filozofów nauki interesujących się chemią jest prawdopodobnie tylko  dwoje, filozofów biologii jest odrobinę więcej (w tym jeden kreacjonista), filozofów matematyki też znajdzie się kilku. Gdy jednak zapytamy o filozofów biologii, którzy zajmują się czymś innym niż teorią ewolucji, to może być krucho. Pytanie retoryczne: ile znacie prac z filozofii nauki (w Polsce) poświęconych taksonomii, zoologii i innym „przyziemnym” dziedzinom biologii. Gdy zaczniemy spoglądać na takie dziedziny nauki jak geologia, geografia, medycyna stosowana, technologia chemiczna, gleboznawstwo, farmacja etc. to szeregi filozofów nauki w zastanawiający sposób topnieją.

Kolejnym problemem, jest uzależnienie filozofii nauki w Polsce, od zaściankowej tradycji jaką jest anglosaska filozofia analityczna. Problemy naukowe są traktowane jako językowe i do nich się ostatecznie sprowadzają. W tym miejscu możemy przejść do kolejnego „grzechu”, jakim jest teorio-centryzm. Dla filozofów nauki, ta ostatnia to przede wszystkim, teoria naukowa. Najlepiej, gdy jest ona do tego sformułowana możliwie formalnie, wtedy scholastyczny umysł filozofa może czuć się „u siebie w domu”. Nie dziwi zatem żenująca bezradność filozofów nauki i wynikająca stąd ich nieobecność, w „krainie” geologii, zoologii, gleboznawstwa, wszelkich naukach inżynieryjnych etc. Przecież, że zajmować się filozoficzną refleksją nad wymienionymi dziedzinami nauki, trzeba zrozumieć czym są wyjaśnienia wizualne w procesie naukowym, co więcej trzeba pojąć, że nauka to także bieganie po lesie w gumowcach z siatkami i zbieranie kleszczy. Teorio-centryzm to lęk przed nauka traktowaną jako praktyka. To lęk przed nauką, która nie da się zamknąć w łatwiej do strawienia przez scholastyczny rozum postaci. W tym miejscu przejdę do ostatniego zarzutu, filozofia nauki jest zupełnie bezużyteczna jako narzędzie w sporach naukowo-społecznych. Potrzebując pomocy w argumentacji z przedstawicielem ruchu antyszczepionkowego, czego  mogę oczekiwać od osób, które zatrzymały się na Popperze i Kuhnie (te najodważniejsze wspominają o Feyerabendzie). Smutne jest to, że unikające badania sporów, kontrowersji naukowo-społecznych środowisko filozofów nauki, samo nie jest wolne od dość określonych postaw politycznych. Dość dosadnie określił to jeden z moich znajomych profesorów: „sojusz krzyża z kwantyfikatorem”, ja dodałbym tu korektę, mamy jeszcze drugi, symetryczny sojusz „paleoateizmu” i „paleoracjonalizmu” z kwantyfikatorem.

Myślę, że dość już moich wynurzeń i obnażania resentymentu, przejdźmy do podręcznika.

Pierwsze i drugie zdanie w rozdziale poświęconym filozofii nauki,  brzmią:

Filozofia nauki jest działem filozofii zajmującym się analizą X, podobnie jak inne filozofie interesują się Y i Z. Zajmuje się ona poznawaniem rzeczywistości danego X, którym są podstawy nauki, jej język i rozwój.

Prawda, że wspaniałe to zdanie? Licealista/tka od razu czuje, jaką wspaniałą przygodą będzie dla niego filozofia nauki. Co ciekawe, już w drugim zdaniu, udaje się przemycić, analityczny przesąd wedle którego nauka to „język nauki” (a o czym w dalszej części rozdziału nie będzie ani słowa). Idźmy dalej.

Stara się odpowiedzieć na pytania: czym jest metoda naukowa, czym nauka różni się od wiedzy, którą zdobywamy na co dzień, jak powinniśmy interpretować informację od naukowców o tym, że odkryli ukrytą niewidzialną strukturę, (…)

Świetnie, przeciwstawienie codzienności i wiedzy o niej nauce. Takie pojmowanie nauki to strzał w stopę. Dlaczego nauka i wiedza „którą zdobywamy na co dzień” są rozdzielane? To najlepszy sposób żeby powielać mity, które z jednej strony wzmacniają obraz naukowców jako wyalienowanych technokratów, z drugiej upowszechniają wizję naukowców jako szalonych magów. Rozróżnienie tym bardziej szkodliwe, że dziś nauka przenika naszą codzienność jak nigdy wcześniej. Nie jesteśmy w stanie rozwiązać podstawowych problemów naszego życia codziennego bez udziału nauki (zaczynając od bólu głowy a kończąc na nowym obuwiu biegowym).

Bardziej kuriozalne jest stwierdzenie o „niewidzialnej strukturze”. Cóż ono znaczy? Mistycyzm zawarty w tym stwierdzeniu sugeruje taką wizję nauki, której blisko do religii. Taka wizja pewnie pokutuje w tych wszystkich bezcelowych dyskusjach pomiędzy zwolennikami ewolucjonizmu jako sposobu objaśniania, a tymi, którzy w ramach konserwatywno-religijnej kontrrewolucji obnoszą się ze sztandarem inteligentnego designu. To tylko w takim sporze, Ci od ID, mogą twierdzić, że nie wierzą w niewidzialną strukturę proponowaną przez ewolucjonizm. Biolog-praktyk, nie odkrywa żadnych mistycznych niewidzialnych struktur, on hoduje bakterie, bada kapibary, wykopuje kości (gdy jest paleontologiem).

Dalej podręcznik referuje, dość nieudolnie, poglądy Carnapa, przy okazji stwierdzając, że faszyzm spowodował, że „siłą rzeczy niemieckojęzyczni filozofie nauki wejdą w krąg filozofii anglosaskiej …” (błąd w oryginale).

Autorzy już na wstępie rozdziału  odżegnali się od socjologii wiedzy, ale w życiu jak w psychoanalizie, wyparte wraca ze zdwojoną siłą, oto co mają oni do powiedzenia o Popperze:

Popper był nie tylko filozofem nauki, ale także nauczycielem fizyki i działaczem lewicowym, zaangażowanym w ruch socjaldemokratyczny. Rozstał się jednak z komunizmem, kiedy stał się świadkiem prowokacji  zorganizowanej przez komunistów, w efekcie której śmierć ponieśli niewinni ludzie.

Znajoma nauczycielka, od której pożyczyłem książkę skomentowała to zdanie na marginesie „WTF?”. Chyba już nic sam więcej nie dodam. Choć z drugiej strony, może czegoś ciekawego się o Popperze dowiedzieliście. Po pobieżnym i dość niejasnym omówieniu poglądów Poppera, autorzy przeskakują do Kuhna i dość zdawkowo omawiają koncept rewolucji naukowych. Tym też kończą swą wycieczkę w krainę filozofii nauki.

Uczeń/uczennica nie dowiedzą się nic z tego rozdzialiku, o problemach uzasadniania wiedzy naukowej, o indukcji, dedukcji. Nie dowiedzą się nic o konstytucji faktu naukowego, nie będą wiedzieć nic o współczesnych sporach w naukach laboratoryjnych. Oczywiście nic nie dowiedzą się o praktyce naukowej i problemach związanych z praktyki tej badaniem.

To co, mnie zabolało szczególnie silnie, to anglosaski prowincjonalizm autorów (Koło Wiedeńskie, ze względu na recepcję, traktuję jako część anglosaskiego zaścianka), nie wspomniano żadnego badacza polskiego: czy to przedstawiciela Szkoły Lwowsko-Warszawskiej, czy to opozycyjnego do tej tradycji Ludwika Flecka.

A przecież wystarczyłoby streścić z jednej strony Ajdukiewicza, z drugiej strony zrekonstruować poglądy Flecka i dzięki temu wyposażyć uczniów w zasób wiedzy, który byłby bardziej adekwatny niż anglosaskie starocie.

Pomijam, już to, że odważniejsi autorzy mogliby również omówić wybrane zagadnienia z socjologii wiedzy, socjologii nauki i zagadnienia z zakresu społecznych studiów nad nauką i techniką (choćby omówić książkę „Golem, czyli co trzeba wiedzieć o nauce” Harrego Collinsa i  Trevora Pincha, mimo, iż nie wiadomo dlaczego, polskie wydanie tej książki pozbawione zostało przypisów).

Kończąc tą krótką recenzję-donos, nie zdziwi mnie gdy wyedukowani na wspomnianym podręczniku uczniowie zasilą szeregi antyszczepionkowców i kreacjonistów. Filozofia nauki to przecież to czym się zajmują martwi Austriacy, którzy „siłą rzeczy” zrobili karierę jako filozofowie anglosascy. Nauka to odkrywanie niewidzialnej struktury, co więcej jest to działalność, która stoi w sprzeczności z wiedzą „na co dzień”.

Na początku notki znęcałem się nad filozofią nauki. Jestem silnie przekonany, że nauczanie filozofii nauki bez nauczania socjologii wiedzy i nauczanie z zakresu społecznych studiów nad nauka i techniką jest szkodliwe. Tyle tylko, że to dotyczy nauczania na poziomie uniwersyteckim. Jak widać po wspomnianym podręczniku nauka w liceum po prostu krzywdzi uczniów. Uczniowie i uczennice więcej dowiedzieliby się o funkcjonowaniu nauki z blogów naukowych, takich choćby jak blog Sporothrix czy Nic Prostszego. Tylko jak przekonać Ministerstwo do uznania blogów za podstawę programową.

 
19 Komentarzy

Opublikował/a w dniu 19 grudnia, 2012 w krytyka, Recenzje

 

Tagi: , ,

19 responses to “Jak nie pisać o nauce i filozofii nauki

  1. fronesis

    19 grudnia, 2012 at 8:06 pm

    Reblogged this on Fronesis.

     
  2. fronesis

    19 grudnia, 2012 at 8:08 pm

    Notkę powyższą, pisałem ja Fronesis.

     
  3. Ezechiel

    19 grudnia, 2012 at 11:19 pm

    Rozumiem, że podręcznik nawet nie próbuje pokazać uczniowi jak weryfikować bzdury z gazet, albo na czym polega konstrukcja faktów naukowych (proces recenzencki) i skąd się biorą podręczniki do innych dziedzin? Pewnie nawet nie zauważa, że istnieją różne nauki mające nieco inne filozofie.

     
    • fronesis

      20 grudnia, 2012 at 2:57 am

      @Ezechiel, w podręczniku nie ma nawet próby ujęcia nauki jako czegoś związanego z życiem codziennym. Mamy tam kilkanaście stron nieudolnego streszczenia Carnapa, Poppera i Kuhna, nic więcej. Tak śmiałe założenie, że filozofia nauki pomogłaby weryfikować bzdury z gazet nikomu tam do głowy nie przyszło.

       
      • Joanna von Mruff

        20 grudnia, 2012 at 7:25 am

        W podręczniku nie ma w ogóle ujęcia filozofii jako zastosowania do życie codziennego! np. taki imperatyw Kanta albo brzytwa Ockhama, zakład Pascala, etc. Ot, kolejny przedmiot traktowany przez MEN jako rzep u psiego ogona – czyli ZZZ…..

         
        • fronesis

          20 grudnia, 2012 at 11:16 am

          @J.v.Mruff
          To zmora polskiego nauczania filozofii (w tym f. nauki) także na poziomie uniwersyteckim, nie uczymy się jej w sposób praktyczno-narzędziowy. Tzn. nie uczymy filozofii jako zestawu problemów i możliwych narzędzi do ich rozwiązania. Studenci/tki mając ćwiczenia/konwersatoria i czytając teksty potrafią sami, trochę wbrew programowi sobie poradzić. Uczniowie mając taki podręcznik i mniej czasu na filozofię są zupełnie pozbawienie szansy na porządną edukację filozoficzną. To jakiś chyba ogólniejszy lęk przed codziennością, jeżeli filozofia (w tym f. nauki) okazałaby się potrzeba i przydatna do zrozumienia codziennych problemów to, pewnie zdaniem wielu takie „obniżenie tonu” było szkodliwe i nie filozoficzne.

           
  4. Julia

    20 grudnia, 2012 at 10:54 am

    Tutaj Monty Python fajnei wyraził to, co w rzeczywistości robi szkoła. 🙂 Szkoda, że nadal aktualne.

     
    • fronesis

      20 grudnia, 2012 at 11:18 am

      @Julia
      Genialny komentarz, dziękuje.

       
  5. Ezechiel

    20 grudnia, 2012 at 1:09 pm

    Prawdziwym problemem jest to, że obecna szkoła ma wiele kłopotów związanych z szacunkiem dla uczniów. Tyle, że część postulatów zmiany (Illich) idzie w kierunku jej całkowitego demontażu i likwidacji funkcji emancypacyjnej. Z mojego, lewicowego punktu widzenia trzeba znaleźć sposób na modernizację szkoły bez jej neoliberalnego demontażu. Skonstruowanie szkoły elitarnej, pracującej wyłącznie na selekcji jest dużo prostsze.

     
  6. fronesis

    20 grudnia, 2012 at 6:19 pm

    @Ezechiel
    Ja mam poważny problem z Ilichem (i podobnymi mu strategiami emancypacji), odnoszę wrażenie, ze czynią nas jeszcze bardziej bezradnymi wobec neoliberalizmu. To jest pułapka, podobna tej, którą można obserwować na uniwersytecie, z jednej strony opresyjne, feudalne leśne dziadki (mogą być płci żeńskiej oczywiście), z drugiej strony neoliberalne „młode wilki po 50”, które fundują nam nie mniej opresyjny kapitalizm. Nie umiem do końca znaleźć strategii obrotowej, która będzie wydajna w walce z oboma zagrożeniami.

     
    • Boni

      21 grudnia, 2012 at 12:22 am

      (Notka słuszna, temat – masakra).
      Strategia obrotowa – a może napisany na nowo, chamski twardy pragmatyzm? Strategicznie i filozoficznie jest raczej be, ale taktycznie jako narzędzie hurtowego odstrzelenia neolibów i leśnych dziadków, czemu nie? Bo neolib nie działa, to tylko jego piewcy ciągle mówią i mówią, że działa; i słuszne jest i zbawienne przygważdżać na każdym kroku nieskuteczność neoliberalizmu dla kogokolwiek poza jego wybitnymi piewcami i obrońcami; a leśne dziadki, bo nie działają w ogóle, a nawet jeszcze bardziej.

       
  7. pozdRaf

    21 grudnia, 2012 at 6:00 pm

    Reblogged this on Filologia cyfrowa :: Mediewistyka 2.0 and commented:
    Ciekawy tekst, z którym się zgadzam, choć nie dotyczy zagadnień średniowiecznych.

     
  8. radek

    21 grudnia, 2012 at 9:24 pm

    Mój drogi kolego można dodać, że nad podstawą programową, którą ma realizować ten podręcznik pracował m.in. prof. Grobler (co by nie kombinować z filozofią nauki związany). Filozofia nauki – tu się zgadzam jest trochę zaspana – jednak trochę sobie zrobiłeś z niej chłopca do bicia. Po pierwsze rzeczywiście jest tak, że tradycja filozofii nauki została ukształtowana w ścisły związku z fizyką teoretyczną. Zatem klasyczne problemy np. wyjaśniania są sformatowane pod fizykę ale to jest pokłosie (słowo ostatnio niebezpieczne) pozytywizmu, redukcjonizm, mechanicyzmu. Fizyka jak wiesz w największym stopniu spełnia model wymyślony przez metodologie. Wystarczy sobie przypomnieć definicję teorii – jako zbiór zamknięty ze względu na operację konsekwencji logicznej. Stwierdzasz, że nikt nie zajmuje się naukami stosowanymi i znowu to są pretensje do garbatego, że ma proste dzieci. W tradycyjnym dyskursie nie dostrzegano tej specyfiki bo filozofia nauki była tylko logiczną rekonstrukcją języka nauki a ściśle rzecz biorą jej wytworów. Wpracowanie metodologicznego i filozoficznego obrobienia nauk laboratoryjnych (niezależnie od STS) to dopiero robota, którą MY musimy zrobić. Bieganie po lesie z siatką przecież uwzględnił przywołany przez Ciebie Fleck, więc coś się znajdzie. Teoria pozostawała jednostką wiedzy, która budziła największe zainteresowanie filozofów nauki ale dobrze wiesz, że od około 20 lat dokładany jest kolejny kamień milowy (Quine dogmaty empiryzmu), czyli punkt zwrotny – dyskusja nad modelami. Rozumiem Twoją irytacje jednak sądzę, że to MY dopiero będziemy mogli napisać takie podręczniki o których myślisz. Za naszej kadencji i przy naszym udziale zrobi się ten skok, jeżeli nas nie utrącą na habilitacji (?!). Podręcznik rzeczywiście średnio trafia w cel ale zawsze każdy podręcznik jest trochę do tyłu wobec tego co aktualnie dzieje się w dyskursie naukowym. Zatem mój drogi kolego, powoli uda nam się coś wydrapać. I daj spokój już tym analityką – strasznie znaleźli Tobie za skórę. Pozdrawiam

     
  9. Ezechiel

    27 grudnia, 2012 at 11:32 am

    @ Radek

    Gdyby filozofowie nauki uczciwie mówili, że zajmują się „filozofią fizyki” to przynajmniej nie oszukiwaliby nikogo. Problem jest taki, że obecną naukę podgryzają głupawi technokraci (od cyferkowania wszystkiego) a z drugiej głupawi zwolennicy cieciorki w łydce. Sama nauka ma te same kłopoty co inne instytucje publiczne, ale i tak IMHO radzi sobie lepiej niż polityka, ochrona zdrowia czy inne zadania państwa.

    W tym samym bałaganie, w momencie, w którym dyskutujemy o roli edukacji, wiedzy, techniki w życiu publicznym, filozofia i socjologia nauki ograniczają swoje zainteresowanie do małego wycinka całości. Jestem z wykształcenia, zawodu i światopoglądu fizykiem, ale mam wrażenie, że bez dyskusji o mechanizmach biologii, chemii czy choćby geologii nie ruszymy żadnego sensownego problemu światowego. I w chwili, gdy humanistyka nauki mogłaby pomóc, tej pomocy właśnie brakuje.

     
    • radek

      29 grudnia, 2012 at 7:53 pm

      Ja się jednak upieram, że tak nie jest. Taka jest tradycja filozofii nauki – skoncentrowana na fizyce, w większym stopniu na kontekście uzasadniania itd. – nie można mieć pretensji do Carnapa czy Poppera, że tak sobie wyobrażali zadania filozoficznej refleksji nad nauką. Podręcznik – zgoda, że słaby – streszcza (być może jednostronnie itd.) fragment (to trzeba podkreślić) tradycji dyskusji w ramach filozofii nauki. Jednak chyba jest przesadą wnioskować o kondycji filozofii nauki na podstawie notki w podręczniku dla licealistów. Oczywiście można marudzić, że takie podręczniki robią więcej złego niż dobrego. Rozwiązanie jest proste – zaproponować inny. Każdy może napisać podręcznik.
      Problem z filozofią nauki jest taki, że to jest etykietka, która skupia wiele różnych problematyk: historię, socjologię, antropologię, można tak wyliczać długo. Wydaje mi się, że trochę pracujemy – z kolegami na to aby filozofia nauki przesłana być w podręcznikach redukowana do „Koła Wiedeńskiego”. Zobaczymy komu się z nas to uda a kogo ustrzelą.
      Przyznam szczerze, iż idea „pomocy humanistyki dla nauki” podoba mi się bardzo i bardzo w nią powątpiewam. Bo w czym „ja” – załóżmy, że filozof nauki (cokolwiek to znaczy) – może pomóc fizykowi, czy chemikowi w jego pracach badawczych. Zgoda jest idea nauki post-normalnej (fatalnie to brzmi w języku polskim) jednak tutaj filozof nie występuje jako wsparcie dla naukowców tylko dla tych, którzy (właśnie dla kogo) odbijają się od drzwi laboratorium ze względu na elitarność współczesnej nauki, czy może dla tych, którzy podejmują decyzje – polityków? Jaką rolę ma pełnić filozof nauki? Kiedyś mieliśmy dość ostrą dyskusję na seminarium na ten temat. Konkluzji zabrakło.
      Może dlatego, że jest to problem filozoficzny, zatem nierozstrzygalny.

       
  10. Odsiewam nadmiar słów

    29 grudnia, 2012 at 10:22 pm

    Po oddestylowaniu bełkotu zostaje butthurt o to, że w szkołach uczą o wstrętnym koledze Hayeka Popperze, zamiast o postępowym obrońcy kreacjonistów Feyerabendzie.

     
  11. Marcin Zaród

    2 stycznia, 2013 at 11:33 am

    Jako fizyk materiałowy sporo korzystam z refleksji nt. społecznych uwarunkowań nauki. Dyskusja na temat systemu peer review czy odpowiedzialności społecznej nauk technicznych też jest potrzebna. Casus Latoura i Salka dowodzi, że taka mediacja jest możliwa i potrzebna.

    Równie potrzebna jest jakaś refleksja na temat roli nauk technicznych w wizji uniwersytetu. Bardzo tego brakowało w Fabrykach Wiedzy Szadkowskiego. Brak takiego spojrzenia osłabia np. badania nad uniwersytetem.

    A całkiem niedawno wspólnie z kolegą literaturoznawcą (po tech. mechanicznym) wpadliśmy na analizę warsztatów fizycznych dla dzieci jako działania kultury. Nie mówiąc już o tym, że MKiDN finansuje najciekawsze warsztaty popularyzacji nauki w Polsce poprzez wspieranie DIY w elektronice.

     
  12. 4youu

    9 stycznia, 2013 at 11:12 pm

    Dzień dobry. Pewien znany Fizyk imieniem Albert mówił, (parafrazuję), że zagrożeniem dla rozwoju nauki i wyobraźni jest system edukacji, a forma tegoż nie zmieniła się od lat… Mamy XXI wiek, a ideały oświeceniowe… Pozdrawiam.

     
  13. Tina

    15 grudnia, 2018 at 4:00 pm

    Trips are complicated to estimation; we all get excellent nights and poor nights and a few days have significantly more disruptions than others.

     

Dodaj odpowiedź do 4youu Anuluj pisanie odpowiedzi