RSS

Archiwa miesięczne: Czerwiec 2012

Niezamierzone konsekwencje antypsychiatrii

Zwolennicy medycyny alternatywnej konstruując za Thomasem Szaszem państwo terapeutyczne, tworzą teoretyczną efermerydę, pozbawiony kontaktu z rzeczywistością model idealny wszędobylskiej władzy. Pół biedy, gdyby chodziło jedynie o przyczynek do filozofii władzy á la Foucault. Stawka jest jednakże dużo poważniejsza. Chodzi bowiem z jednej strony o konkretne usytuowanie działania współczesnej medycyny, o zrozumienie jej mechanizmów i związanych z nią zagrożeń. Z drugiej zaś, o wymiar praktyczny, czyli realne zachowanie pacjentów. W obydwu przypadkach koncepcja państwa terapeutycznego nie tyle trafia kulą w płot, co tworzy szkodliwą społecznie wiedzę.

Powoływanie się w krytyce koncernów farmaceutycznych na ruch antypsychiatryczny jest chyba najlepszym przykładem mobilizowania przez zwolenników medycyny alternatywnej zasobów, których nie do końca oni rozumieją. Patrząc bardzo powierzchownie, trudno nie zgodzić się z tym, że antypsychiatria miała na celu uczynienie medycyny, głównie w zakresie leczenia chorób psychicznych, bardziej humanitarną. Jej postulaty, jak wówczas sądzono, wymierzone były przeciwko naukowemu redukcjonizmowi (sprowadzającemu ludzki umysł i ludzkie zdrowie psychiczne jedynie do czynników biologicznych), który w rękach wszechwładnej władzy stawał się narzędziem represji zwykłych ludzi. Gdy przyjrzymy się jednakże bliżej, to uświadomimy sobie, że antypsychiatria sama stała się narzędziem w procesie, który z taką siłą krytykowała. Bez antypsychiatrii nie byłoby bowiem boomu farmakologii, przyspieszonej biomedykalizacji, deregulacji rynku farmaceutycznego.

Przywołując antypsychiatrię zapomina się o tym, że w czasie jej powstania głównym paradygmatem w badaniu chorób psychicznych była psychoanaliza i jej wykładnia psychodynamiczna, główną metodą leczenia zaś psychoterapie, zwane potocznie talk therapies. W przypadku najsilniejszych zaburzeń wykorzystywano zarówno leczenie farmakologiczne, jak i elektrowstrząsy. Wszystko to odbywało się w murach specjalnych ośrodków odosobnienia, pod nadzorem pielęgniarek i lekarzy. Antypsychiatryczna krytyka doprowadziła jednakże do deinstytucjonalizacji, czyli znacznego zredukowania instytucjonalnej opieki zdrowotnej w zakresie chorób psychicznych i w rezultacie do oddelegowania leczenia terapeutycznego do gabinetów lekarskich czy lokalnych struktur służby zdrowia. Najlepszym wyrazem krytyki instytucjonalnej krytyki psychiatrii amerykańskiej jest książka Kena Keseya Lot na kukułczym gniazdem:


Antypsychiatria krytykując ówczesne instytucje opieki zdrowotnej jednocześnie krytykowała dominujący wówczas paradygmat myślenia o chorobach psychicznych. Wbrew jej przedstawicielom, nie dominował wówczas biologiczny redukcjonizm, lecz psychoanaliza. Kulturowa moda na antypsychiatrię spowodowała odwrót od tego drugiego paradygmatu, co umożliwiło przeforsowanie w instytucjach zajmujących się regulacją opieki psychiatrycznej naturalistycznego definiowania chorób. Najlepiej widać to, analizując proces powstawania podręcznika diagnostycznego, który zrewolucjonizował psychiatrię amerykańską. DSM-III powstawał od połowy lat 70, jego wydanie miało miejsce w roku 1980, czyli długo po ruchu antypsychiatrycznym. Nowy podręcznik diagnostyczny powstał na fali kulturowej krytyki psychoanalitycznie zorientowanej psychiatrii, z powodu niewydolności państwa w refundowaniu talk therapies, a także z uwagi na niską rzetelność stawianych przez lekarzy diagnoz. Co najważniejsze, twórcy DSM-III, z Robertem Spitzerem na czele, nie byli wiernymi czytelnikami Freuda, lecz Emila Kraepelina. Ten austriacki psychiatria, żyjący na przełomie XIX i XX w., uważał, że choroba psychiczna jest przede wszystkim stanem biologicznym, jego leczenie zaś jest oddziaływaniem na organizm. Taka definicja ma oczywiście olbrzymie konsekwencje, wiąże bowiem etiologię, diagnostykę i terapię z naukami empirycznymi na niespotykaną dotąd skalę. Zwłaszcza w tym ostatnim przypadku, paradygmat naturalistyczny znacząco ułatwia zwrot w leczeniu ku psychofarmakologii. Z uwagi na fakt, że antypsychiatria stworzyła społeczny klimat do tego, aby krytykować psychoanalizę i psychiatrię w ogóle, to w rezultacie umożliwiła większe znaturalizowanie dyskursu medycznego, a co za tym idzie, nastanie kulturowej mody na farmakologię. Paradoksalnie, antypsychiatria krytykując opresyjne aparaty państwa nie zauważyła, że jej kontestacja może skonstruować nowego, silniejszego wroga, jakim są koncerny farmaceutyczne. Powoływanie się w związku z tym w krytyce firm produkujących leki na ruch antypsychiatryczny jest jakimś nieporozumieniem.

Co więcej, postulowana przez antypsychiatrię deinstytucjonalizacja nie przyhamowała wcale procesu medykalizacji, tylko przesunęła go na inny obszar. Postulat, aby samemu dbać o własne zdrowie i nie polegać jedynie na instytucjach medycznych doprowadził do nastania mody na leki life style‚owe w połowie lat 80, których przepisywania domagali się od lekarzy pacjenci. Deinstytucjonalizacja sprawiła bowiem, że kwestia zdrowia psychicznego stała się sprawą indywidualną, moralnym zobowiązaniem jednostki, o którego wypełnieniu powinna sama zabiegać. Antypsychiatryczny postulat subiektywizowania stanu własnego organizmu w połowie lat 80 został powiązany z neoliberalną ideologią opiewania indywidualności, a w przypadku zdrowia, z moralnym nakazem, aby nie tyle ciągle się leczyć, ale żeby bezustannie być zdrowym. Również w tym przypadku, antypsychiatria wywołuje nieoczekiwane konsekwencje, które mogą okazać się korzystne dla interesów koncernów farmaceutycznych. Jeżeli bowiem sam wiem lepiej co mi dolega, bo sam znam swój organizm (a tak naprawdę wiem co mi dolega, bo wszyscy mają depresję, ADHD czy zaburzenia erekcji, więc mam i ja), to pójdę do lekarza z gotową diagnozą, wymuszę na nim przepisanie mi Prozacu, Ritalinu czy Viagry. Bo przecież kulturowo rzecz biorąc instytucja lekarza czy naukowca jest o wiele bardziej skompromitowana, niż potoczna wiedza, którą dostarcza mi Internet, telewizja czy przyjaciele. Niestety…

Warto tu zwrócić uwagę, że krytykując negatywne powiązania rynku farmaceutycznego i nauki czy medycyny można sięgnąć do zupełnie innych zasobów oraz że nie trzeba ucinać gałęzi na której się siedzi. W polskiej literaturze istnieje bardzo bogata tradycja socjologii medycyny, która badała społeczne usytuowanie ludzkiego zdrowia. Sięgnięcie do prac Magdaleny Sokołowskiej mogłoby stać się naukowym dopełnieniem paradygmatu biologicznego w myśleniu o zdrowiu psychicznym. Być może analiza socjologiczna tego typu nie skazywałaby nas ani na zbytni redukcjonizm biologiczny, ani na wyrzekanie się prawomocności nauk empirycznych. Ponadto, nawet w przypadku lekarzy-praktyków, którzy nie godzą się na hegemonię wyjaśnienia naturalistycznego istnieje wielu, którzy są w stanie wyważyć swoje stanowisko, pokazując, że krytyka farmakologii nie oznacza jej negacji, ani kryjącej się za nią racjonalności naukowej. Takim przykładem jest Lawrence H. Diller, autor książki opisującej kontrowersję wokół ADHD, w którą zamieszani są i naukowcy, i lekarzy, i koncerny. Mając świadomość naddiagnozowania, nadużywania leczenia farmakologicznego, skutków ubocznych zażywania Ritalinu, postuluje on w swojej książce, aby terapia ADHD miała charakter wieloczynnikowy, aby równoważyła elementy psychoterapii z farmakologią. Dlaczego tak uważa? Przede wszystkim dlatego, że jest to rozsądne i pożyteczne dla pacjenta. O tych dwóch rzeczach, zwolennicy medycyny alternatywnej zwykli chyba zapominać.

PS: Odsyłam również do artykułu na temat wykorzystania tybetańskiej medycyny alternatywnej przez koncerny farmaceutyczne, co pokazuje, że również ten zasób w medycznej wojnie o pacjenta może być problematyczny.

/Michał Wróblewski/

 
2 Komentarze

Opublikował/a w dniu 30 czerwca, 2012 w sceptycznie

 

Tagi:

Pułapki (nad)krytycznego (bez)rozumu

Krytyka nowoczesności i nowoczesnych struktur wiedzy jest tak wiekowa jak sama nowoczesność. Krytyka ta miał różną dynamikę, związana była z wieloma interesami, wynikała z wielu (często sprzecznych) pobudek ideowych. Od klasycznego konserwatyzmu spod znaku de Maistre’a po pesymistycznych krytyków kultury  z okresu międzywojnia: M. Heidegger, E. Jünger, C. Schmitt czy z innej tradycji politycznej T. Adorno. Kolejnym silnym momentem w którym krytyka nowoczesności się rozwijała była „rewolucja 1968„.  Ostatnią z fal krytyki był, przemijający dziś postmodernizm. Pomiędzy falą rewolucji 1968 a okresem fascynacji postmodernizmem w tle rozwijała się krytyka nowoczesności spod znaku „Nowej Ery” (New Age).

Można zaryzykować za I. Wallersteinem i częściowo U. Beckiem, że do 1968 roku mieliśmy do czynienia z dość klarownym układem: postęp i nowoczesność były ze sobą tożsame, krytyka nowoczesności (i nowoczesnych struktur wiedzy) przebiegała z pozycji konserwatywnych, anty-nowoczesnych, anty-postępowych, anty-naukowych.

Jeżeli przyjmiemy za Beckiem, że dziś mamy do czynienia raczej z nową fazą nowoczesności, to powyższy układ uległ znacznemu skomplikowaniu. Nowoczesność pierwsza (prosta) rozwijała się zawłaszczając  zewnętrzne w stosunku do niej (podbój przyrody, kolonizacja, medykalizacja etc.). Nowoczesność druga jest samo-zwrotna, pożera samą siebie. Beck nazywa to chwytnie choć myląco – społeczeństwem ryzyka. Widać jego przejawy dzięki kryzysom ekologicznym,  problemom wywoływanym przez innowacje techniczne, etc. Dziś być nowoczesnym (w jej refleksywnym sensie) to trudne zadanie, to konieczność równoczesnego uprawiania krytyki negatywnych skutków nowoczesności i równoczesna obrona tej nowoczesności. Nowoczesność bezkrytyczna spowoduje, że nie widzimy skutków ubocznych, które są wytwarzane, (nad)krytyczność spowoduje zniszczenie nowoczesności samej. To samo dotyczy uwikłania rozwiniętych w nowoczesności  i wciąż w nią uwikłanych struktur wiedzy.

Krytyka nowoczesnych wiedzy (szerzej nauki) to trudne zadanie, najlepiej to widać na przykładach związanych z medycyną gdzie krytykując nadużycia „białych kitli” możemy łatwo stoczyć się w Otchłań (lub być jako Otchłań postrzegani). Akademiccy krytycy nowoczesności, czytelnicy Foucaulta, Agambena, Haraway, Braidotii i innych, moim zdaniem, często nie zdają sobie sprawy jak blisko są kontekstów, które nie są im chyba bliskie.

Niebezpieczeństwa krytycznego rozumu, który obraca się w niekrytyczną irracjonalność pokażę na przykładzie tekstu „Kilka uwag o państwie terapeutycznym” zamieszczonym na stronie „Nowa Debata„. Analizowałem już kiedyś neokolonialny i ocierający się o rasizm kulturowy tekst „Chora Afryka”.  Do zajęcia się zagadnieniem tekstem o  państwie terapeutycznym skłonił mnie ten wpis na blogu Marii Sobolewskiej. Zarówno jej osoba jak i blog to ważne centra, gwiazdy socjometryczne polskich środowisk skupionych wokół „medycyny alternatywnej”.  We wspomnianym wpisie p. Sobolewska używa cynicznie faktu, jakim jest śmierć Magdaleny Prokopowicz do promowania swojej wizji świata. Jednego ze zwolenników medycyny opartej na sprawdzalnych metodach (evidence based medicine) skłoniło to do deklaracji bezsilności.  To bardzo ciekawe przesunięcie, dotychczas często to strona przywiązana do medycyny opartej na sprawdzalnych metodach była oskarżana  z pozycji moralnych. Teraz widać jasno odwrócenie tej sytuacji.

Bycie zwolennikiem medycyny alternatywnej, postawa, która zgłasza pretensje do bycia korektą, głosem krytyki wobec  medycyny ujawniła swój najbardziej negatywny aspekt. Okazuje się, że krytyka nie służy korekcie, nie powoduje wzrostu samorefleksji. Krytyka nie stanowi elementu autokorekty to raczej element tego,  co Beck nazywa „wojnami cywilizacyjnymi o kształt nowoczesności”. Jednak wygrana „altmedu” spowoduje zniszczenie nowoczesności samej a nie jej samo-korektę.

Oto przykład głosu z okopów altmedu:

Pacjent świadomy i odpowiedzialny to pacjent, który nie pozwoli się oszukać, wykorzystać, ani tym bardziej uśmiercić. Dlatego system medyczny dąży do tego, żeby utrzymywać ludzi w całkowitej nieświadomości faktu, że istnieje możliwość skorzystania z pomocy konkurencji, czyli znakomicie działającej i skutecznej medycyny naturalnej, a nawet że sami mogą zadbać o swoje zdrowie i wyleczyć się nawet z najbardziej “złośliwych” nowotworów. Ten fakt nie tylko jest ukrywany, ale co gorsze straszy się ludzi natychmiastową śmiercią, jeśli nie skorzystają z oferty naukowej medycyny.

Wróćmy do tekstu  „Kilka uwag o państwie terapeutycznym„, jego analiza świetnie pokazuje pułapki (nad)krytyczności, która pod pozorem krytyki przyczynia się podmywania coraz słabszych struktur nowoczesności. Równocześnie krytyka taka nie jest w stanie pełnić roli mechanizmu korekcyjnego. Chciałbym żebysmy jednak zauważyli jak blisko jest omawianemu tekstowi do głosów obecnych szeroko w murach uniwersyteckich. Tekst „Kilka uwag o państwie terapeutycznym” mógłby być z aprobatą wygłoszny na konferencjach poświęconych biopolityce, medykalizacji, etc.  Co więcej mógłby się spotkac pewnie z aprobataą ze strony środowisk „krytycznych”, ze strony czytelników Agambena i Foucault.

Oddajmy głos autorom tekstu „Kilka uwag o państwie terapeutycznym”:

Analizując rolę medycyny we współczesnym świecie, należy spojrzeć na nią w kontekście tego, co za Thomasem Szaszem, nazywane bywa „państwem terapeutycznym”. W uproszczeniu, koncepcja ta określa system państwowych i związanych z państwem instytucji, które swoją legitymizację czerpią z zapewniania obywatelom zdrowia, a co za tym idzie zainteresowane są w medykalizacji coraz szerszej sfery ludzkiego życia – im więcej zachowań, stanów medycznych, dolegliwości uznanych zostanie za chorobę, tym większe możliwości działania i rozbudowy swoich wpływów i władzy mają aparaty zajmujące się zdrowiem.

Powyższy cytat wyrwany z kontekstu całego tekstu jak i artykułów proponowanych na  portalu „Nowa debata” brzmi jak krytyka w stylu Foucault czy Agambena. Powoływanie się na Tomasha Szasza pokazuje, że autorzy świadomie wpisują się w nurt krytyk powstałych wokół przełomu „rewolucji 1968”. Jednym z jej sztandarowych przykładów było powstanie nurtu antypsychiatrii czy psychiatrii humanistycznej. Psychiatria humanistyczna w stylu A. Kępińskiego kiedy stanowi uzupełnienie, korektę jest mechanizmem naprawczym wbudowanym w nowoczesność i jej struktury wiedzy. Co się dzieje kiedy się ona autonomizuje? Przykładem znamiennym jest sprawa Andrzeja Samsona, który był ikoną polskiego przełomu anty-psychiatrycznego. Kiedy opuszczamy bezpieczne mury „naukowości” nie oznacza to tylko wyzwolenia od tyranii technokratycznej medykalizacji oznacza to często też wędrówkę w obszary nieoznaczone, niepewne, niesprawdzalne. Ucieczka od władzy medykalizacji nie jest automatycznie wolnością.

Używanie narkotyków, palenie papierosów, nadmierne jedzenie, kradzieże w sklepach (kleptomania), zachowania seksualne, uprzedzenia rasowe, poglądy polityczne, żałoba, nieśmiałość, nieposłuszeństwo obywatelskie, samobójstwo, ciąża, narodziny, starość, śmierć – praktycznie wszystko może zostać uznane za chorobę albo symptom choroby. Pojawiają się coraz to nowe choroby jak syndrom chronicznego zmęczenia, fobia socjalna, małe piersi u kobiet, dysfunkcjonalność seksualna, łysienie, nowe choroby dziecięce, jak „nadpobudliwość” czy deficyt uwagi.

Znów cytat powyższy brzmi jak sensowna krytyka. Wiele obozów może zawiązać sojusz wokół tego cytatu: liberałowie, feministki, osoby przeciwstawiające się ageizmowi, etc. Gdzie zatem tkwi niebezpieczeństwo tego cytatu? Musimy spojrzeć na kontekst w jakim jest umieszczony. Czy dziś kiedy z takim trudem Obama próbuje przeforsować powszechną opiekę zdrowotną w USA, w Polsce obcina się masowo fundusze na ochronę zdrowia, leczenie malarii wciąż nie jest na liście priorytetów naprawdę grozi nam nadmierna medykalizacja. Pytanie brzmi o to o jakim zjawisku mówimy: krytykujemy nowoczesność jako dziecko nadziej Oświecenia, czy nowoczesność jako zjawisko powstałe w wyniku rozwoju kapitalizmu. W tym drugim wypadku zgoda, faktycznie w wielu krajach centrum, peryferyjnych i półperyferyjnych zarówno mamy do czynienia z „disease mongering”, niebezpiecznym splotem kapitału i medycyny. Rozwiązaniem nie jest jednak anty-nowoczesny backslash ale neo-Oświeceniowa korekta. Jeżeli „nauka” przegrywa z „kapitałem” nie należy walczyć z „nauką” ale z „kapitałem”. Niestety ambiwalencja nowoczesności, która jest jednocześnie wynikiem kapitalizmu (i jego dwuznaczności) i Oświecenia (które też samo wewnętrznie jest dwuznaczne) umyka często nadkrytycznym krytykom. Dość dobrze pokazywał to J. Habermas w swojej książce „Filozoficzny dyskurs nowoczesności”.

Ciekawe jest, że autorzy tekstu krytykują „państwo terapeutyczne” podczas gdy głównymi „czarnymi charakterami” są koncerny farmaceutyczne. Zamiast dostrzec palącą potrzebę wzmocnienia naszych wspólnotowych demokratycznych sposobów panowania nad kontrolowaniem innowacji naukowych w tym medycznych krytykując państwo osłabiają możliwości takiej kontroli. Spójrzmy na przydługi cytat:

Zjawiska te wpisują się w szerszą tendencję zapoczątkowaną około drugiej połowy lat 70. zeszłego stulecia, kiedy mur pomiędzy światem akademickim a światem korporacji zaczyna być stopniowo burzony za pomocą ciężkich pieniędzy z korporacji farmaceutycznych i biotechnologicznych płynących do niedofinansowanych uniwersytetów, do badaczy (biologów, genetyków etc.), którzy dostrzegli szansę na zarobienie tylu pieniędzy, co ich koledzy w sektorze prywatnym. Od końca lat 70. możliwe stało się w USA patentowanie odkryć biologicznych, technik biologicznych czy bytów biologicznych i robienie pieniędzy na ideach biologicznych. Za prezydentury Ronalda Reagana weszły w USA w życie ustawy zezwalające uniwersytetom na patentowanie, także w celu odsprzedawania praw patentowych, tych odkryć, które zostały sfinansowane z budżetu Narodowego Instytutu Zdrowia, zaczęły powstawać małe spółki biotechnologiczne tworzone przez naukowców, prowadzące badania i sprzedające licencje. Co trzeci lek znajdujący się obecnie na rynku jest produkowany przez wielkie korporacje na podstawie licencji odkupionej od uniwersytetu lub małej spółki biotechnologicznej, zwykle powiązanej przynajmniej personalnie z uniwersytetem. Zawiązał się komercyjny sojusz pomiędzy ośrodkami badawczymi, uniwersytetami i korporacjami farmaceutycznymi, możliwe stają się wspólne patenty korporacji, osób prywatnych i instytucji akademickich. Znaczna część naukowców biomedycznych mających finansowe powiązania z przemysłem farmaceutycznym prowadzi badania, których zasadniczym celem jest zidentyfikowanie rynków chorób i zapewnienie największych zysków na tych rynkach dla producentów leków. Powstała grupa naukowców-przedsiębiorców, uniwersytety zaczynają działać na takich zasadach jak koncerny. Cel, jakim było poszukiwanie prawdy, podporządkowany zostaje innym celom – poszukiwaniu zysku i bogactwa. Utajnia się wyniki badań i odkryć, aby konkurencja się nie dowiedziała. Brytyjski filozof nauki John Ziman nazywa to nauką postakademicką, w której nie obowiązują: tradycyjna ciekawość, pragnienie rozszerzenia wiedzy naukowej, bezinteresowne poszukiwanie prawdy, swobodna dyskusja. Mamy do czynienia z marketingiem i reklamą zawoalowanymi jako nauka, co podważa samą ideę uniwersytetu. Wszystkimi tymi problemami powinni zająć się bioetycy, ale okazuje się, że ośrodki Etyki Biomedycznej też są finansowane przez korporacje!

W swoim artykule „Big Pharma, Bad Science” na łamach „The Nation” (25.07.2002) Nathan Newman stwierdził: „korupcja sięga od lekarzy przepisujących leki po komisje rządowe i uniwersyteckie ośrodki badawcze”. Newman uważa, że przemysł farmaceutyczny zamienił ośrodki uniwersyteckie w swoje filie. Redaktorka „New England Journal of Medicine” Marcia Angell pytała na łamach pisma w 2000 roku, „Czy akademicka medycyna jest na sprzedaż?”. Pytanie chyba retoryczne. Profesor na Harvardzie Arnold Relman, były redaktor „New England Journal of Medicine”, który w 1980 roku dostrzegł powstanie „kompleksu medyczno-przemysłowego”, wypowiedział w 2002 roku ostre słowa: „Akademickie instytucje tego kraju stały się płatnymi agentami przemysłu farmaceutycznego”.

Podobnie korporacje traktują lekarzy, których najistotniejszą funkcją ma być przepisywanie leków. Mają oni działać jako ostatnie ogniwo „łańcucha żywieniowego” w kompleksie medyczno-przemysłowym, być dystrybutorami produktów, dostawcami leków do klienta, akwizytorami jednej z najbardziej zyskownych gałęzi przemysłu na naszej planecie. W całym tym przedsięwzięciu uczestniczą związki i stowarzyszenia lekarzy, również sponsorowane przez korporacje.

Bez uwzględnienia powyższych aspektów, bez zrozumienia mechanizmów działania państwa terapeutycznego, dyskusja o roli medycyny we współczesnym świecie jest tylko debatą pozorną.

Na końcu tej analizy pojawia się znów „państwo terapeutyczne” jako wróg i to po tym jak autorzy opisali (nie wnikam czy zgodnie ze stanem faktycznym) patologie wynikające z działań kapitału. Na tym polega zasadnicze niebezpieczeństwo i pułapki (nad)krytyczności – walcząc z przejawami nowoczesności (z jej dwuznacznościami) krytyka w swej totalizującej formie wyrzuca wszystko.  Nie ma różnicy pomiędzy kapitałem, polityką, nauką wraz z ich dwuznacznościami wszystko jako „postępowe” i „nowoczesne” uznane zostaje za jedno zjawisko.

Taki sposób krytyki nie stanowi formy emancypacji, nie prowadzi do zrozumienia splotów polityki i nauki. Nie pozwala  na wypracowanie demokratycznych narzędzi potrzebnych do korekty obecnych dziś tendencji technokratycznych czy przejawów nadmiernej medykalizacji. Reakcyjna (nad)krytyczność prowadzi nas na manowce nowych form bezrozumu. Dlaczego warto czytać takie teksty jak ten na portalu „Nowe debaty”? Choćby po to, że by zauważyć, że krytyka spod znaku Agambena, niektóre użytki z Foucault, które są  relatywnie bezpieczne w murach „Akademii” stosowane poza nią mogą postawić nas w nieciekawym towarzystwie. Krytyka nauki wewnątrz akademii wyniesiona na „zewnątrz” staje się czymś zupełnie innym a sojusznicy których zyskamy dość nieciekawi. Problemem jest to, że w refleksywnym świecie „społeczeństwa ryzyka” owa niegdyś podtrzymywana z trudem granica pomiędzy zewnętrzem a wewnętrznem,coraz bardziej się zaciera.

Pytanie brzmi jak równocześnie zachować korekcyjny charakter krytyki nie wpadając w (nad)krytyczność jako formę antynowoczesnego bezrozumu.

Na koniec filmik ku przestrodze, jedne z wielu podobnych dostępnych na „Uniwersytecie Youtube’a”.

 

/Andrzej „Fronesis”/

 
15 Komentarzy

Opublikował/a w dniu 29 czerwca, 2012 w sceptycznie

 

Tagi: , ,